3
"Nic
bardziej nie wzmacnia człowieka niż okazane mu zaufanie."
~
Adolf Harnack
-Nie
wsiądę!- powiedziałam, oddalając się od miejsca, w którym
stali.
-No
chodź. Spodoba Ci się!-jej twarz rozjaśnił uśmiech, który
sięgnął jej oczu.
Coś
popchnęło mnie od tyłu i podskoczyłam, piszcząc przy tym.
Usłyszałam dźwięczny śmiech brązowookiej. Obejrzałam się i
zobaczyłam czarną klacz, która patrzyła na mnie z
zainteresowaniem. Była piękna. Patrzyła na mnie rozumnymi
oczyma. Powoli podeszła do mnie. Zatrzymała się tuż przede mną,
a moja głowa była na wysokości jej nosa. Była ogromna. Na czole
czułam jej ciepły i spokojny oddech. Widziałam jej rozdęte chrapy
i piękne, prawie czarne oczy. Schyliła łeb, tak, jakby się lekko
kłaniała.
-Pogłaszcz
ją...-szepnęła dziewczyna, która teraz stała tuż za mną.
Wyciągnęłam rękę i moja dłoń zetknęła się z czołem
zwierzęcia. Jej sierść była miła i delikatna w dotyku.
-Poczekaj
chwilkę.-brunetka odsunęła mnie od klaczy i nałożyła jej coś
na łeb.-To kantar.-wyjaśniła. Do malutkiego kółka umieszczonego
pod pyskiem zwierzęcia przypięła coś, co wyglądało jak smycz.-A
to uwiąz.- posłała mi uśmiech i zaczęła prowadzić konia.
Zaczęłam
wyobrażać sobie siebie na tym zwierzęciu, ale ta wizja po chwili
mnie przeraziła. Strach mnie paraliżował.
Dziewczyna
odwróciła się do mnie i posłała uśmiech. W mojej głowie znów
pojawiła się myśl, że już ją gdzieś spotkałam, była tak
cholernie znajoma.
Po
chwili usłyszałam za sobą kroki. Obok mnie stanął wysoki, dobrze
zbudowany chłopak o blond włosach.
-Alan.-uśmiechnął
się do mnie ciepło.
-Lena.-uścisnął
moja dłoń i ruszył w stronę brunetki.
Na
jego widok, na twarzy brunetki pojawił się wielki uśmiech, a w
oczach tańczyły iskierki radości. Puściła konia, podbiegła do
chłopaka i wtuliła się w niego.
Poczułam
ukłucie w okolicach serca. Zdałam sobie sprawę, że ja nie mam
nikogo, do kogo mogłabym się przytulić. Nikogo, kto patrzyłby na
mnie w taki sposób, w jaki on patrzy na Alicję. Zrozumiałam, że
zostałam sama na tym wielkim świecie, pełnym nienawiści i
smutku. Wieczorem znów wejdę do pustego mieszkania i znów się
załamię. Norma.
***
-Tutaj?-z
zamyślenia wyrwał mnie głos brązowookiej.
Skinęłam
głową, a dziewczyna zaparkowała pod moim blokiem. Otworzyłam
drzwi, a dziewczyna szybkim ruchem z powrotem je zamknęła.
Popatrzyłam na nią zdezorientowana.
-Nawet
nie mam Twojego numeru.-wyjaśniła.
I
uważasz, że go dostaniesz?
-Jakoś
się z Tobą skontaktuję.-właściwie, to nawet nie miałam takiego
zamiaru.
-Jak
chcesz..-zakończyła naszą rozmowę i odpaliła samochód.
Zwinnie
wyskoczyłam z pojazdu i szybko zniknęłam w budynku mając
nadzieję, że więcej jej nie spotkam.
Siedziałam
na krześle w swoim pokoju już dobrą godzinę. Przede mną wisiało
zdjęcie moich rodziców. Nie czułam nic oprócz wewnętrznej
pustki. Chciałam zagłuszyć to wszystko, co działo się w
mojej głowie. Potrzebowałam czegoś, co sprawiłoby, że poczułabym
się lepiej. Gwałtownie wstałam z miejsca, co wcale nie okazało
się takim dobrym wyjściem, bo zakręciło mi się w głowie.
Złapałam równowagę i poszłam do łazienki. Z najwyższej półki
zdjęłam małe pudełeczko, w którym trzymałam potrzebną mi w tej
chwili rzecz. Wróciłam do pokoju i usiadłam przy biurku. W palcach
zaczęłam obracać ostrze. Myślałam, że już nigdy do tego
nie wrócę, że nigdy więcej nie poczuję się tak, jak dwa lata
temu. Przycisnęłam ostre narzędzie do skóry i pociągnęłam.
Powtórzyłam tą czynności jeszcze kilka razy, aż moją rękę
pokrywały liczne nacięcia. Patrzyłam jak krople krwi
spływają i lądują na biurku i podłodze. Ogarnął mnie spokój.
Uwielbiałam ten stan, kiedy nie musiałam o niczym myśleć. Po
chwili zaczęłam odpływać. Położyłam głowę na biurku i
odleciałam.
***
Uporczywe
pukanie do drzwi doprowadzało mnie do szału, więc niechętnie
podniosłam się z krzesła i stwierdziłam, że nigdy więcej nie
zasnę na biurku. Zdrętwiałam jak cholera. Otworzyłam drzwi i
spotkałam się z gniewnym spojrzeniem brunetki. Po chwili spojrzała
na moje dłonie i jej oczy powiększyły się podwójnie. Dopiero
teraz zorientowałam się, że nie zmyłam z ręki krwi i nie
zakryłam ran. Mądre.
-Co
ty do cholery zrobiłaś?-wymamrotała.
Odsunęłam
się i pozwoliłam, żeby dziewczyna weszła, a właściwie wtargnęła
do środka. Zamknęłam drzwi i posnułam się z powrotem do pokoju.
Czekałam na krzyki, pouczanie, ale jedyne co słyszałam to ciężki
oddech dziewczyny.
-Dlaczego
to zrobiłaś?-ponowiła pytanie, nadzwyczaj spokojnie.
Jeżeli
myślała, że jej odpowiem, to grubo się myliła. Była ostatnią
osobą, z którą mam zamiar o tym rozmawiać. Moja przeszłość,
moje rany i blizny były tylko i wyłącznie moją sprawą.
-Odpowiedz
do cholery!-wysyczała.
-A
co Cię to obchodzi?!-odwróciłam się gwałtownie i teraz prawie
stykałyśmy się nosami. Ups, zdecydowanie była za blisko.
-Lubisz
sobie rujnować życie?-jej opanowanie doprowadzało mnie do szału.
-Co.
Cię. To. Obchodzi!?-w każde słowo włożyłam tyle jadu, ile tylko
mogłam.
-Znałam
kogoś kto przesadził! Nie ma już tej osoby!-podniosła głos,
a mnie przeszły ciarki. Znowu to uczucie, że spotkałam ją już
wcześniej.
-Znajdź
kogoś, kto Cię posłucha i przestanie. Ja nie mam takiego zamiaru.
Nie mam już dla kogo.-odwróciłam się od niej, przy okazji
uwalniając się od spojrzenia jej hipnotyzujących tęczówek.
-Zawsze
możesz spróbować dla mnie.-wyszeptała i splotła swoje
palce z moimi.
-Tylko
po to, żebyś za kilka tygodni powiedziała, że jednak nie chcesz
mnie znać? Nie, dzięki, nie skorzystam. Zbyt dużo osób mnie
zostawiło.-chciałam wyrwać dłoń z jej uścisku, ale kolejny raz
okazała się silniejsza.
-Obiecuję,
że będę, że Cię nie zostawię.-poczułam na plecach jej ciepły
oddech, a po chwili jej głowa wygodnie spoczęła na moim ramieniu.
Miałam
inne wyjście niż te, by jej zaufać? Jeżeli nie spróbujesz, to
nie zyskasz, prawda?
Niech
ją cholera strzeli.