9
"Pewnego
dnia kłamstwa zawalą się pod własnym ciężarem, a prawda
powstanie."
~Joseph
Goebbels
Moje
ciało leżało bezwładnie na zimnych kafelkach w łazience. Nie
miałam siły się poruszyć. Pulsujący ból głowy się nasilał z
każdą chwilą. Usłyszałam jakiś szmer, a zaraz potem do
pomieszczenia wpadła brązowooka. Przerażenie malowało się na jej
twarzy. Upadła na kolana tuż przy mnie i pociągnęła mnie do
góry, co spowodowało, że jęknęłam głośno.
-Przepraszam...-
powtarzała to słowo w kółko, tuląc mnie i lekko się kołysząc.
Chciałam
coś powiedzieć, uspokoić ją, ale słowa nie mogły przejść mi
przez gardło. W jej ramionach ogarnął mnie spokój. Poczułam się
bezpiecznie, a ból powoli odchodził. Była jak lekarstwo. Jedyny
lek, który mógł mi teraz pomóc. Wtuliłam się w jej ciepłe,
pachnące ciało i pozwoliłam, by ciemność mnie pochłonęła.
***
Czułam
się, jak na parszywym kacu. Głowa mi pulsowała, a ciało było
zdrętwiałe. Czyjaś ciepła dłoń gładziła mnie po policzku.
Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na Alicję. Jej wzrok był
łagodny, ale widziałam, że się martwi. Dźwignęłam się na
rękach i oparłam o ścianę. Poklepałam miejsce obok, a dziewczyna
momentalnie znalazła się obok mnie. Położyłam głowę na jej
kolanach. Och, tak cudownie pachniała. Odgarnęła mi włosy z
twarzy i pocałowała w policzek.
-Przepraszam
– westchnęła.
Odwróciłam
się, by móc na nią patrzeć. Smutek malujący się na jej twarzy,
rozdzierał mi serce.
-Nie
przepraszaj mnie, po prostu się upiłam... Nic z tego, co się stało
nie jest Twoją winą. - jej piękne oczy były pełne łez. Jak
mogłam jej to zrobić? Idiotka.
-Wszystko
jest moją winą.
Podniosłam
się i pozwoliłam, by wtuliła się we mnie. Szlochała głośno, a
drobne ciało trzęsło się w moich ramionach. Całowałam jej głowę
i gładziłam po włosach. Po jakimś czasie uspokoiła się i
jedynym śladem po płaczu, były zaczerwienione oczy. Zerknęłam na
zegarek, było grubo po północy. Ostrożnie wstałam i poczłapałam
do łazienki. Na kafelkach znajdowała się zaschnięta krew.
Chciałam to posprzątać, ale Alicja mnie powstrzymała.
-Ja
to zrobię. Chodź, pomogę Ci się umyć. - Uśmiechnęła się do
mnie delikatnie i podeszła do prysznica. Dobrze, mamo.
***
-Na
pewno masz siłę tam iść? - zapytała po raz kolejny dzisiaj
dziewczyna. - Mogę tam pójść i powiedzieć, że jesteś chora
lub...
-Pójdę
– przerwałam jej. - To moja praca i nie zawalę pierwszego dnia. -
pocałowałam ją i wysiadłam z samochodu, zanim brązowooka
zdążyłaby zaprotestować. Pomachałam jej i ruszyłam do kawiarni.
Denerwowałam się. Pchnęłam drzwi i weszłam do lokalu. Zapach
kawy i ciastek unosił się w powietrzu. Weszłam na zaplecze i
dostrzegłam niskiego mężczyznę z kręconymi włosami do ramion.
-Proszę,
jest i Lena – odwrócił się i promiennie uśmiechnął do mnie.
W
pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Po chwili
zobaczyłam ją. Emilia Grec. Ta sama dziewczyna, której ostatnio
skopałam tyłek na treningu. Jej chytry uśmiech zbił mnie z tropu.
Wyciągnęła w moją stronę dłoń, więc niechętnie ją
uścisnęła.
-Lena,
to Emilia... - zaczął mój szef.
-Wiem,
znamy się. - przerwałam mu spiętym głosem.
-W
takim razie zostawię Was same. Muszę lecieć, powodzenia. -
uśmiechnął się, ukazując swoje krzywe zęby i wyszedł z
kawiarni.
Nie
mogę mieć większego pecha. Muszę pracować z osobą, którą
najchętniej bym zabiła. Nie może być większej ironii. Modliłam
się, by przeżyć ten dzień.
-Ostatnio
prawie złamałaś mi nos... - zaczęła. - Nie spodziewałam się
Ciebie w klubie.
Spojrzałam
na nią kątem oka i westchnęłam. Naprawdę musimy rozmawiać? Co
za gówno. Odwróciłam się od niej i przebrałam w firmowy uniform.
Usłyszałyśmy dzwoneczek, który oznaczał nowego klienta.
Dzisiejszy dzień miał polegać głównie na tym, że musiałam
przyglądać się Grec. Patrzyłam na nią i dostrzegałam to, jak
bardzo się zmieniła. Kiedyś się przyjaźniłyśmy. Nie
wspominałam o tym? Ups, w każdym bądź razie, wychowałyśmy się
razem. Byłyśmy jak siostry, gotowe zrobić dla siebie wszystko.
Zmieniło się to, gdy poszłyśmy do liceum. Dołączyła do grupy
dziewczyn, który za zabawę uważały znęcanie się nad innymi.
Pewnie myślicie, że to przecież nic takiego. Chodzi o to, że one
były gorsze, niż ktokolwiek. Tak zdemoralizowane i pozbawione
uczuć, potwory. Zaczepki nie kończyły się na słowach, ale na
czynach. Wiele razy sprawa trafiłaby na policję, ale były bardzo
dobre w zastraszaniu, więc jakimś cudem zawsze się wywinęły.
Próbowałam wyciągnąć z tego bagna Emilię, ale zapierała się.
A potem wszystko zostało skierowane przeciwko mnie. I pierwszy raz
sprawy zaszły tak daleko, pierwszy raz ktoś zginął. Gabrysia.
Nigdy nie usłyszałam przepraszam, nigdy na ich twarzach nie
dostrzegłam skruchy. Jedyne co dostały, to wyroki w zawieszeniu.
Było ich kilka, niektórych nawet nie pamiętam. To wszystko było
tak nierealne, że gdyby któraś z nich przeszła koło mnie na
ulicy, pewnie nawet bym jej nie poznała. Druga dziewczyna z klubu,
Sara Sasin, była jedną z liderek. Bezwzględna i pozbawiona
wszelkiej dobroci.
-Możesz
wyjść za godzinę, poradzę sobie. - z zamyślenia wyrwał mnie
głos Grec.
Spojrzałam
na nią, a szare tęczówki skanowały mnie i czekały na reakcję.
Zobaczyłam w niej tą samą dziewczynkę, którą była kilka lat
temu. Ścisnęło mnie w żołądku. Widziałam jak skubie rękawy
bluzy i przegryza wargę. Robiła tak zawsze, kiedy się denerwowała.
Wyglądała tak niewinnie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale
zrobiłam krok w jej stronę i po chwili dziewczyna znajdowała się
w moich ramionach. Pachniała jaśminem i kawą. Objęła mnie mocno
i wtuliła głowę w moją szyję. Nie powiedziała tego, ale
wiedziałam, że żałuje wszystkiego, co się stało. Znałam ją
lepiej niż ktokolwiek. Powinnam czuć do niej niechęć, nienawiść,
ale nie mogłam. Nawet teraz dostrzegałam w niej dobro. Była inna
niż te dziewczyny. Bardziej delikatna, zagubiona.
-Przepraszam...
- wyszeptała.
Łzy
spływały mi po policzkach. Nie mogłam nic powiedzieć, więc tylko
mocniej ją objęłam. Dotknęła moich żeber, co spowodowało, że
odskoczyłam od niej, jak oparzona. Smutne i zarazem piękne oczy
patrzyły na mnie uważnie. Wzięłam serwetkę i wytarłam jej
policzki. Zaśmiała się ciepło. Ten cudny dźwięk rozczulił mnie
do reszty.
-Co
Ci się stało? - zapytała delikatnie. - Już wcześniej zauważyłam
te siniaki na twarzy.
Zapudrowałam
ślady, ale mimo wszystko były w jakimś stopniu widoczne.
-Nie
tylko Ty masz ciemną stronę. - dziewczyna spoważniała i wróciła
do pracy.
Zaczekałam
na blondynkę, żebyśmy razem wracały. Dwie godziny minęły nam w
ciszy, żadna z nas nie poruszała już tematu. Chyba obie byłyśmy
zawstydzone, tą całą sytuacją. Ani ona, ani ja nie spodziewałyśmy
się takiego obrotu sprawy. Byłam pewna, że przez cały dzień
będziemy skakać sobie do gardeł.
Emilia
zamknęła lokal i wolnym krokiem ruszyłyśmy do domów. Alicja
miała po mnie wyjść, ale nie widziałam jej jeszcze. Pewnie
spotkamy się po drodze. Szarooka była w takiej samej kurtce co ja.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Kupiłyśmy je sobie kilka lat temu.
Cieszył mnie fakt, że nadal w niej chodzi. Ulice były puste,
słychać było tylko ciężkie uderzenia moich glanów.
-Co
u Ciebie słychać? - przerwała milczenie.
Nie
wiedziałam jakiej odpowiedzi udzielić. Miesiąc temu zginęli moi
rodzice. Spotykam się z dziewczyną, która ma chłopaka. Nie radzę
sobie ze swoim życiem, nie rozumiem go. Były różne wersje tego,
co mogłam powiedzieć, ale nie wiedziałam, czy naprawdę chcę to
zrobić.
-Wszystko
po staremu. - odparłam i wsunęłam dłonie do kieszeni spodni.
Nie
czułam się pewnie. Byłam zdenerwowana i nie miałam pojęcie, co
mówić. Wyszłyśmy zza zakrętu i dostrzegłam Sasin, która
zawzięcie z kimś dyskutowała. Dziewczyna miała prawie czarne
włosy do ramion i stała do nas tyłem, więc nie mogłam zobaczyć
kto to. Sara mówiła podniesionym głosem, a brunetka jej słuchała.
Spojrzałam na Emilię i dostrzegłam strach w jej oczach. Nerwowo
spoglądała na mnie i trzęsła się.
-Od
nas tak po prostu się nie odchodzi... - usłyszałam słowa Sasin. -
Po tym wszystkim nas odrzuciłaś. Wyjechałaś, zostawiłaś
rodzinę! - krzyczała na dziewczynę, która zaciskała dłonie w
pięści.
-Nie
masz prawa mówić mi, co powinnam robić! - odgryzła się tamta.
Stanęłam
jak wryta. Ten głos. Moje serce się zatrzymało, a cała krew
odpłynęła mi z twarzy. Czułam jak świat wiruje, a nogi się pode
mną uginają. Nie musiałam widzieć twarzy dziewczyny, już
wiedziałam kim jest. Mimo wszystko znalazłam w sobie trochę siły i
podeszła bliżej. Sara zobaczyła mnie, a jej towarzyszka odwróciła
się. Widziałam jak nabiera powietrza w płuca i patrzy na mnie
przestraszona. Alicja wyciągnęła dłoń w moją stronę, ale
odskoczyłam od niej. Brzydziłam się nią. Teraz wszystko zaczęło
się układać w logiczną całość. Wszystko jest moją winą.
To nie dotyczyło wczorajszego wieczoru, tylko śmierci Gabrysi.
-Lena...
- wyjąkała, a jej głos się załamał.
Pokręciłam
głową, tak jakbym chciała się obudzić z tego koszmaru.
Spojrzałam na nią z nienawiścią. Zerwałam się i ruszyłam
biegiem w innym kierunku. Ktoś mnie wołał, ale nie zwracałam na
to uwagi. Byłam jak otępiała. Cały świat się rozmazywał przez
łzy wypływające z moich oczu. To się nigdy nie skończy.
Alicja
Czułam
jak wszystko znika. Ziemia osunęła mi się spod nóg. Wiedziałam,
że pójdzie do mieszkania i wsiądzie na motor. Nie mogłam jej na
to pozwolić, nie w takim stanie. Po kilku minutach już biegłam po
schodach. Złapałam za klamkę i wpadłam do przedpokoju. Widziałam
doniczkę lecącą w moją stronę, więc zrobiłam unik. Doskoczyłam
do dziewczyny i złapałam ją za ramiona.
-Nie
dotykaj mnie! - ryknęła, a nienawiść, która była w jej głosie
i oczach, rozdarła mi serce.
Zacisnęłam
powieki i zaczęłam płakać. Powinnam była powiedzieć jej na
samym początku. Prawda i tak zawsze wyjdzie na jaw. Ale bałam się,
bałam się, że ją stracę. I tak się stało. Jak mogłam
pomyśleć, że to nie jest istotne? Doprowadziłam do samobójstwa
dziewczynę, którą Lena kochała. Ten smród zawsze się będzie za
mną ciągnąć. Zielonooka minęła mnie i chwytając kluczyki od
motocykla, ruszyła do drzwi.
-Lena,
proszę, porozmawiajmy! - próbowałam ją zatrzymać, ale ta kolejny
raz mnie odepchnęła.
-Nie
mamy o czym – jej słowa były pełne jadu. - Nie chcę Cię znać.
Wyszła,
trzaskając drzwiami, a ja bezwładnie osunęłam się na podłogę.
Cały mój świat legł w gruzach. Była wszystkim, co kochałam.
Tak. Kochałam ją. Tylko, że teraz, nie miało to najmniejszego
znaczenia.