sobota, 28 lutego 2015

09.

9

"Pewnego dnia kłamstwa zawalą się pod własnym ciężarem, a prawda powstanie."
~Joseph Goebbels


Moje ciało leżało bezwładnie na zimnych kafelkach w łazience. Nie miałam siły się poruszyć. Pulsujący ból głowy się nasilał z każdą chwilą. Usłyszałam jakiś szmer, a zaraz potem do pomieszczenia wpadła brązowooka. Przerażenie malowało się na jej twarzy. Upadła na kolana tuż przy mnie i pociągnęła mnie do góry, co spowodowało, że jęknęłam głośno.
-Przepraszam...- powtarzała to słowo w kółko, tuląc mnie i lekko się kołysząc.
Chciałam coś powiedzieć, uspokoić ją, ale słowa nie mogły przejść mi przez gardło. W jej ramionach ogarnął mnie spokój. Poczułam się bezpiecznie, a ból powoli odchodził. Była jak lekarstwo. Jedyny lek, który mógł mi teraz pomóc. Wtuliłam się w jej ciepłe, pachnące ciało i pozwoliłam, by ciemność mnie pochłonęła.
***
Czułam się, jak na parszywym kacu. Głowa mi pulsowała, a ciało było zdrętwiałe. Czyjaś ciepła dłoń gładziła mnie po policzku. Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na Alicję. Jej wzrok był łagodny, ale widziałam, że się martwi. Dźwignęłam się na rękach i oparłam o ścianę. Poklepałam miejsce obok, a dziewczyna momentalnie znalazła się obok mnie. Położyłam głowę na jej kolanach. Och, tak cudownie pachniała. Odgarnęła mi włosy z twarzy i pocałowała w policzek.
-Przepraszam – westchnęła.
Odwróciłam się, by móc na nią patrzeć. Smutek malujący się na jej twarzy, rozdzierał mi serce.
-Nie przepraszaj mnie, po prostu się upiłam... Nic z tego, co się stało nie jest Twoją winą. - jej piękne oczy były pełne łez. Jak mogłam jej to zrobić? Idiotka.
-Wszystko jest moją winą.
Podniosłam się i pozwoliłam, by wtuliła się we mnie. Szlochała głośno, a drobne ciało trzęsło się w moich ramionach. Całowałam jej głowę i gładziłam po włosach. Po jakimś czasie uspokoiła się i jedynym śladem po płaczu, były zaczerwienione oczy. Zerknęłam na zegarek, było grubo po północy. Ostrożnie wstałam i poczłapałam do łazienki. Na kafelkach znajdowała się zaschnięta krew. Chciałam to posprzątać, ale Alicja mnie powstrzymała.
-Ja to zrobię. Chodź, pomogę Ci się umyć. - Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i podeszła do prysznica. Dobrze, mamo.
***
-Na pewno masz siłę tam iść? - zapytała po raz kolejny dzisiaj dziewczyna. - Mogę tam pójść i powiedzieć, że jesteś chora lub...
-Pójdę – przerwałam jej. - To moja praca i nie zawalę pierwszego dnia. - pocałowałam ją i wysiadłam z samochodu, zanim brązowooka zdążyłaby zaprotestować. Pomachałam jej i ruszyłam do kawiarni. Denerwowałam się. Pchnęłam drzwi i weszłam do lokalu. Zapach kawy i ciastek unosił się w powietrzu. Weszłam na zaplecze i dostrzegłam niskiego mężczyznę z kręconymi włosami do ramion.
-Proszę, jest i Lena – odwrócił się i promiennie uśmiechnął do mnie.
W pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Po chwili zobaczyłam ją. Emilia Grec. Ta sama dziewczyna, której ostatnio skopałam tyłek na treningu. Jej chytry uśmiech zbił mnie z tropu. Wyciągnęła w moją stronę dłoń, więc niechętnie ją uścisnęła.
-Lena, to Emilia... - zaczął mój szef.
-Wiem, znamy się. - przerwałam mu spiętym głosem.
-W takim razie zostawię Was same. Muszę lecieć, powodzenia. - uśmiechnął się, ukazując swoje krzywe zęby i wyszedł z kawiarni.
Nie mogę mieć większego pecha. Muszę pracować z osobą, którą najchętniej bym zabiła. Nie może być większej ironii. Modliłam się, by przeżyć ten dzień.
-Ostatnio prawie złamałaś mi nos... - zaczęła. - Nie spodziewałam się Ciebie w klubie.
Spojrzałam na nią kątem oka i westchnęłam. Naprawdę musimy rozmawiać? Co za gówno. Odwróciłam się od niej i przebrałam w firmowy uniform. Usłyszałyśmy dzwoneczek, który oznaczał nowego klienta. Dzisiejszy dzień miał polegać głównie na tym, że musiałam przyglądać się Grec. Patrzyłam na nią i dostrzegałam to, jak bardzo się zmieniła. Kiedyś się przyjaźniłyśmy. Nie wspominałam o tym? Ups, w każdym bądź razie, wychowałyśmy się razem. Byłyśmy jak siostry, gotowe zrobić dla siebie wszystko. Zmieniło się to, gdy poszłyśmy do liceum. Dołączyła do grupy dziewczyn, który za zabawę uważały znęcanie się nad innymi. Pewnie myślicie, że to przecież nic takiego. Chodzi o to, że one były gorsze, niż ktokolwiek. Tak zdemoralizowane i pozbawione uczuć, potwory. Zaczepki nie kończyły się na słowach, ale na czynach. Wiele razy sprawa trafiłaby na policję, ale były bardzo dobre w zastraszaniu, więc jakimś cudem zawsze się wywinęły. Próbowałam wyciągnąć z tego bagna Emilię, ale zapierała się. A potem wszystko zostało skierowane przeciwko mnie. I pierwszy raz sprawy zaszły tak daleko, pierwszy raz ktoś zginął. Gabrysia. Nigdy nie usłyszałam przepraszam, nigdy na ich twarzach nie dostrzegłam skruchy. Jedyne co dostały, to wyroki w zawieszeniu. Było ich kilka, niektórych nawet nie pamiętam. To wszystko było tak nierealne, że gdyby któraś z nich przeszła koło mnie na ulicy, pewnie nawet bym jej nie poznała. Druga dziewczyna z klubu, Sara Sasin, była jedną z liderek. Bezwzględna i pozbawiona wszelkiej dobroci.
-Możesz wyjść za godzinę, poradzę sobie. - z zamyślenia wyrwał mnie głos Grec.
Spojrzałam na nią, a szare tęczówki skanowały mnie i czekały na reakcję. Zobaczyłam w niej tą samą dziewczynkę, którą była kilka lat temu. Ścisnęło mnie w żołądku. Widziałam jak skubie rękawy bluzy i przegryza wargę. Robiła tak zawsze, kiedy się denerwowała. Wyglądała tak niewinnie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale zrobiłam krok w jej stronę i po chwili dziewczyna znajdowała się w moich ramionach. Pachniała jaśminem i kawą. Objęła mnie mocno i wtuliła głowę w moją szyję. Nie powiedziała tego, ale wiedziałam, że żałuje wszystkiego, co się stało. Znałam ją lepiej niż ktokolwiek. Powinnam czuć do niej niechęć, nienawiść, ale nie mogłam. Nawet teraz dostrzegałam w niej dobro. Była inna niż te dziewczyny. Bardziej delikatna, zagubiona.
-Przepraszam... - wyszeptała.
Łzy spływały mi po policzkach. Nie mogłam nic powiedzieć, więc tylko mocniej ją objęłam. Dotknęła moich żeber, co spowodowało, że odskoczyłam od niej, jak oparzona. Smutne i zarazem piękne oczy patrzyły na mnie uważnie. Wzięłam serwetkę i wytarłam jej policzki. Zaśmiała się ciepło. Ten cudny dźwięk rozczulił mnie do reszty.
-Co Ci się stało? - zapytała delikatnie. - Już wcześniej zauważyłam te siniaki na twarzy.
Zapudrowałam ślady, ale mimo wszystko były w jakimś stopniu widoczne.
-Nie tylko Ty masz ciemną stronę. - dziewczyna spoważniała i wróciła do pracy.

Zaczekałam na blondynkę, żebyśmy razem wracały. Dwie godziny minęły nam w ciszy, żadna z nas nie poruszała już tematu. Chyba obie byłyśmy zawstydzone, tą całą sytuacją. Ani ona, ani ja nie spodziewałyśmy się takiego obrotu sprawy. Byłam pewna, że przez cały dzień będziemy skakać sobie do gardeł.
Emilia zamknęła lokal i wolnym krokiem ruszyłyśmy do domów. Alicja miała po mnie wyjść, ale nie widziałam jej jeszcze. Pewnie spotkamy się po drodze. Szarooka była w takiej samej kurtce co ja. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kupiłyśmy je sobie kilka lat temu. Cieszył mnie fakt, że nadal w niej chodzi. Ulice były puste, słychać było tylko ciężkie uderzenia moich glanów.
-Co u Ciebie słychać? - przerwała milczenie.
Nie wiedziałam jakiej odpowiedzi udzielić. Miesiąc temu zginęli moi rodzice. Spotykam się z dziewczyną, która ma chłopaka. Nie radzę sobie ze swoim życiem, nie rozumiem go. Były różne wersje tego, co mogłam powiedzieć, ale nie wiedziałam, czy naprawdę chcę to zrobić.
-Wszystko po staremu. - odparłam i wsunęłam dłonie do kieszeni spodni.
Nie czułam się pewnie. Byłam zdenerwowana i nie miałam pojęcie, co mówić. Wyszłyśmy zza zakrętu i dostrzegłam Sasin, która zawzięcie z kimś dyskutowała. Dziewczyna miała prawie czarne włosy do ramion i stała do nas tyłem, więc nie mogłam zobaczyć kto to. Sara mówiła podniesionym głosem, a brunetka jej słuchała. Spojrzałam na Emilię i dostrzegłam strach w jej oczach. Nerwowo spoglądała na mnie i trzęsła się.
-Od nas tak po prostu się nie odchodzi... - usłyszałam słowa Sasin. - Po tym wszystkim nas odrzuciłaś. Wyjechałaś, zostawiłaś rodzinę! - krzyczała na dziewczynę, która zaciskała dłonie w pięści.
-Nie masz prawa mówić mi, co powinnam robić! - odgryzła się tamta.
Stanęłam jak wryta. Ten głos. Moje serce się zatrzymało, a cała krew odpłynęła mi z twarzy. Czułam jak świat wiruje, a nogi się pode mną uginają. Nie musiałam widzieć twarzy dziewczyny, już wiedziałam kim jest. Mimo wszystko znalazłam w sobie trochę siły i podeszła bliżej. Sara zobaczyła mnie, a jej towarzyszka odwróciła się. Widziałam jak nabiera powietrza w płuca i patrzy na mnie przestraszona. Alicja wyciągnęła dłoń w moją stronę, ale odskoczyłam od niej. Brzydziłam się nią. Teraz wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Wszystko jest moją winą. To nie dotyczyło wczorajszego wieczoru, tylko śmierci Gabrysi.
-Lena... - wyjąkała, a jej głos się załamał.
Pokręciłam głową, tak jakbym chciała się obudzić z tego koszmaru. Spojrzałam na nią z nienawiścią. Zerwałam się i ruszyłam biegiem w innym kierunku. Ktoś mnie wołał, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam jak otępiała. Cały świat się rozmazywał przez łzy wypływające z moich oczu. To się nigdy nie skończy.

Alicja
Czułam jak wszystko znika. Ziemia osunęła mi się spod nóg. Wiedziałam, że pójdzie do mieszkania i wsiądzie na motor. Nie mogłam jej na to pozwolić, nie w takim stanie. Po kilku minutach już biegłam po schodach. Złapałam za klamkę i wpadłam do przedpokoju. Widziałam doniczkę lecącą w moją stronę, więc zrobiłam unik. Doskoczyłam do dziewczyny i złapałam ją za ramiona.
-Nie dotykaj mnie! - ryknęła, a nienawiść, która była w jej głosie i oczach, rozdarła mi serce.
Zacisnęłam powieki i zaczęłam płakać. Powinnam była powiedzieć jej na samym początku. Prawda i tak zawsze wyjdzie na jaw. Ale bałam się, bałam się, że ją stracę. I tak się stało. Jak mogłam pomyśleć, że to nie jest istotne? Doprowadziłam do samobójstwa dziewczynę, którą Lena kochała. Ten smród zawsze się będzie za mną ciągnąć. Zielonooka minęła mnie i chwytając kluczyki od motocykla, ruszyła do drzwi.
-Lena, proszę, porozmawiajmy! - próbowałam ją zatrzymać, ale ta kolejny raz mnie odepchnęła.
-Nie mamy o czym – jej słowa były pełne jadu. - Nie chcę Cię znać.
Wyszła, trzaskając drzwiami, a ja bezwładnie osunęłam się na podłogę. Cały mój świat legł w gruzach. Była wszystkim, co kochałam. Tak. Kochałam ją. Tylko, że teraz, nie miało to najmniejszego znaczenia.


sobota, 7 lutego 2015

08.

8

"Pożądanie zadowoli się każdą, byle jaką. Ale dusza pragnie tylko jednej – jedynej, wybranej."
~ Hagiwara Sakutaro

Alicja
Jej dłonie bezwstydnie wędrowały po moim ciele, wywołując drżenie wewnętrznych murów. Nasze usta łączyły się ze sobą w płomiennym pocałunku, nie chcąc się od siebie oderwać. Czułam jak serce wyrywa mi się z piersi, a oddech staje coraz bardziej nierówny. Jednym ruchem pozbyłam się mojej koszulki i niedbale rzuciłam ją na ziemię. Lena zrobiła ze swoją to samo, odsłaniając piękne ciało. Mój wzrok powoli sunął po niej, skanując i zapamiętując każdy szczegół. Spodnie zwisały nisko, trzymając się na biodrach i ukazując białe bokserki od Betty Baboo. Palcami dotknęłam miejsca tuż nad linią majtek. Jasne blizny odznaczały się na tle jej opalonej skóry. Widziałam jak napinają się mięśnie jej brzucha. Czułam jak zbliża się do mnie i składa delikatne pocałunki na mojej szyi. Jej długie palce dostały się do zapięcia moich spodni i szybko się z nim uporały. Wiedziałam co się dzieje i powinnam to zatrzymać, ale nie potrafiłam. Jej dotyk, zapach, głos omotały mnie i nie pozwalały trzeźwo myśleć. W tym momencie należałam do niej i nie chciałam tego zmieniać. Złapała za nogawki moich spodni, ściągając je ze mnie i pozostawiając w samej bieliźnie. Dziewczyna delikatnie pchnęła mnie na łóżko, dłoń cały czas trzymając na moich plecach. Jej usta znalazły się znowu na moich i leniwie schodziły niżej, na szyję i dekolt. Zassała i przegryzła moją skórę, pozostawiając siny ślad w okolicy prawego obojczyka. Nasze dłonie spotkały się ze sobą i splotły w jedność. Pocałunki dziewczyny schodziły coraz niżej i niżej. W momencie, kiedy jej usta znalazły się w pobliżu kości biodrowej, a moje bordowe figi zostały zsunięte i rzucone w kąt, poczułam jak stado motyli budzi się w moim brzuchu, a wewnętrzne mury zostają zburzone. Jej zielone oczy stawały się coraz ciemniejsze. Ponownie złączyła nasze usta. Poczułam jej dotyk na wewnętrznej stronie uda i z sykiem wciągnęłam powietrze do płuc. Zagryzłam wargę, kiedy jej długie palce sunęły w górę, by dotknąć mojego najczulszego miejsca. Krew huczała mi w żyłach. Lena patrzyła w moje rozszerzone źrenice i lekko się uśmiechała. Jej dłoń rozpięła mój stanik i zsunęła mi go z ramion, pozostawiając mnie całkiem nagą. Patrzyła mi prosto w oczy i ani na moment nie odwróciła wzroku. Zatracałam się w głębokim spojrzeniu zielonych tęczówek. Zaczęła masować wrażliwe miejsce, a moje biodra poruszały się pod wpływem przyjemnego uczucia. Kciuk Leny zataczał kółka na mojej łechtaczce, co całkowicie zawróciło mi w głowie. Jej smukłe palce znalazły się we mnie. Dziwne uczucie rozpychania minęło, a dziewczyna zaczęła się we mnie poruszać. Wsuwała i wysuwała się ze mnie w miarowym tempie. Robiła to tak wolno, że mogłam wyczuć wypukłości i przeguby na jej palcach. Cichy jęk wyrwał się z moich ust i odbił echem od ścian. Czułam jak przyjemność buduje się w moim podbrzuszu. Moje nogi drżały, a oczy nie były w stanie pozostać otwarte.
-Zostań ze mną... - zachrypnięty głos doszedł do moich uszu. Zabrzmiała tak seksownie, że tylko przegryzłam wargę.
Jej dłoń poruszała się coraz szybciej i gwałtowniej. Niekontrolowane jęki rozbijały się o ściany. Jej czy moje? Jaka to różnica. Poczułam jak przyjemność rozlewa się po całym moim drżącym ciele, a paznokcie wbijają się w plecy zielonookiej. Słyszałam jej nierówny oddech i widziałam małe kropelki potu na czole i karku. Chciałam sprawić, żeby jej także było dobrze, ale powstrzymała moją dłoń i ucałowała ją. Obserwowałam jak podnosi się, by zdjąć spodnie. Dopiero wtedy dostrzegłam co znajdowało się na jej plecach. Duży feniks z rozłożonymi skrzydłami, był wytatuowany wzdłuż kręgosłupa. Nigdy bym nie pomyślała, że nazwę taki tatuaż pięknym, ale on taki był. Idealnie do niej pasował. Dziewczyna ułożyła się obok mnie i pozwoliła bym wtuliła się w nią. Narzuciła na nas kołdrę i poczułam jak całuje mnie w czoło. Zacisnęłam powieki i zaciągnęłam się zapachem papierosów i jej perfum. O tym, że polubię nieprzyjemną woń fajek,też bym nie pomyślała, a jednak. Kiedy mieszała się z jej perfumami, wychodziło coś idealnego. Nic nie mogło się z tym równać. I doskonale wiedziałam, że to nic dobrego. Uzależniałam się od niej, mimo tego, że nie powinnam. Mało powiedziane, ja nie mogłam tego robić. To było wbrew każdej zasadzie. Wbrew wszystkiemu. Ale od zawsze lubiłam stąpać po cienkim lodzie.
Lena
Czułam ciepło jej ciała, przy moim. Słyszałam nasze oddechy i przyspieszone bicia dwóch serc. Widziałam nasze splecione dłonie i jej uśmiech. Należałam do niej. Niezaprzeczalnie. Nareszcie byłam szczęśliwa. Taka kompletna i pełna. Odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy dziewczyny. Długie rzęsy rzucały podłużne cienie na zaróżowione policzki brunetki. Dotknęłam jej brwi, gdzie znajdowała się niewielka blizna. Ale nawet to nie sprawiało, że była mniej idealna. Czułam jej szczupłe palce, które delikatnie muskały skórę moich pleców. Nie wiedziałam, że taki drobny dotyk, może sprawić tyle przyjemności. Jak to możliwe, że spotykamy kogoś przypadkowo i raptem, tak nagle nasz świat się zmienia. Nabiera barw i tej słodyczy. Wystarczy spojrzenie, żeby zaparło dech w piersi. Dotyk, by serce przyspieszyło bicie. Bierzemy tą osobę w ramiona i czujemy się tak, jakbyśmy mieli wszystko. Cały świat. Nagle stajemy się odważniejsi, silniejsi i wiemy, że bez niej nic już nie będzie takie samo. Zdałam sobie sprawę, że ona dała mi nadzieję na lepsze jutro. Nadzieję, której nie mogłam zatracić, bo to jedyne co mam. Tylko to mi zostało. Objęłam ją mocniej, przyciskając do siebie. Nabrałam powietrza w płuca, upajając się jej zapachem. Perfumami, szamponem do włosów i czymś najlepszym na świecie, zapachem jej ciała, Alicji. Czy tak właśnie pachnie szczęście? Jeśli tak, to chcę tego więcej.

***
Delikatnie wstałam z łóżka, uważając, by nie obudzić dziewczyny. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic puszczając gorącą wodę. Umyłam całe ciało, nie zwracając uwagi na wrzątek. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Otuliłam się ręcznikiem i wyszorowałam zęby. Wyszłam z łazienki, zostawiając na panelach mokre ślady. Naciągnęłam na siebie czarne, porwane rurki i biały top. Na to narzuciłam czarną koszulę i podwinęłam rękawy. Ruszyłam do kuchni, by przygotować śniadanie. Jedyne co mi wychodziło, to jajecznica. No cóż. Usłyszałam kroki, a po chwili poczułam dłonie na biodrach. Alicja przyciągnęła mnie do siebie i zachichotała.
-Dzień dobry – szepnęła mi do ucha i pocałowała delikatnie w policzek.
Odwróciłam się do niej i zobaczyłam, że ma na sobie moją dużo za dużą koszulkę i obcisłe jeansy. Nie powinna wyglądać tak seksownie. Przycisnęłam ją do blatu i położyłam dłonie po obu jej stronach, tak, że nie mogła się ruszyć. Uśmiechnęła się zadziornie i uniosła jedną brew. Pochyliłam się i zaczęłam całować ją po szyi. Cichy jęk wydostał się z jej ust. Boże, była taka piękna. I, w tej chwili, tylko moja. Niechętnie odsunęłam się od niej, by nie skończyło się to jak wczoraj.
-Zrobię śniadanie – powiedziałam, całując ją w policzek. Uśmiechnęła się uroczo i poszła do pokoju. Chyba zaraz zemdleję z nadmiaru emocji. Matko bosko.

-Robisz najlepszą jajecznice na świecie – dziewczyna leżała na moich kolanach i patrzyła mi w oczy. Bawiła się naszymi splecionymi dłońmi. Z drugiego końca pokoju odezwał się dzwonek telefonu. Ale brunetka nawet nie drgnęła. Komórka uparcie dzwoniła, nie dając nam cieszyć się tym porankiem. Alicja niechętnie wstała i odebrała.
-Co się dzieję? - warknęła i słuchała osoby po drugiej stronie. - Wiem, kochanie. Nie odzywałam się, bo zasnęłam. Lena nie czuła się najlepiej. Musiałam z nią zostać. Niedługo będę w domu. Tak, ja Ciebie też – odłożyła komórkę i podeszła do mnie.
Wstałam gwałtownie. Nie tego chciałam. Nie chciałam wkraczać między nich. Ale łudziłam się, że wybierze mnie. Naiwna. Liczyłam na niemożliwe. To się nigdy nie uda. Miałam jedną noc, on ma resztę życia. Tak będzie zawsze. Byłam chwilą słabości. Dotknęła mojego ramienia, ale strąciłam jej dłoń.
-Idź do niego – rzuciłam, nie patrząc w stronę brunetki. Usłyszałam tylko ciche "Przepraszam", a potem zamykanie drzwi. Chwyciłam stojącą na parapecie doniczkę i cisnęłam nią o ścianę, brudząc wszystko dookoła. Osunęłam się na podłogę i zwinęłam w kłębek. Patrzyłam tępo w ścianę i płakałam.Jak to było z tym, żeby ufać tylko sobie? No właśnie. Nie zapominajcie o tym. Myślałam, że mogę być szczęśliwa. Ale zapomniałam o jednym, że nic w moim życiu nie układa się tak, jak bym tego chciała.

Nie wiem, ile czasu tak leżałam wyklinając cały świat i użalając się nad swoim losem. Zdążyło zrobić się ciemno i zaczął padać śnieg. Koniec końców podniosłam się i udałam do najbliższego klubu, by utopić smutki w butelce wódki. Właściwie, to chciałam się zabawić i zapomnieć o tym dniu. Zamówiłam whisky i udałam się na kanapy za kotarą. Usiadłam i pociągnęłam ze szklanki sporego łyka. Alkohol palił mój przełyk, ale czułam się z tym dobrze. Muzyka dudniła tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli. Wypiłam duszkiem resztę napoju i ruszyłam w stronę baru, by zamówić kolejną szklankę. Przeciskałam się pomiędzy tańczącymi ludźmi, potrącając co raz jakąś osobę. Ktoś złapał mnie za ramię i pociągnął do tyłu. Zatoczyłam się, ale mimo wszystko utrzymałam na nogach. Spojrzałam na młodego chłopaka, który patrzył na mnie gniewnie.
-Masz jakiś problem? - zapytałam, śmiejąc się.
-Potrąciłaś moją dziewczynę.
-I co? Korona z głowy jej spadła? - zakpiłam i chciałam iść dalej, ale szatyn mi to uniemożliwił.
-Masz przeprosić - warknął. Spojrzałam na niego, a potem na jego laskę. No bez jaj, gościu. Zero gustu.
-Spieprzaj, koleś – odepchnęłam go.
Lekko się zatoczył, po czym wymierzył mi cios w nos. Zakręciło mi się w głowie, ale nie upadłam. Kopnęłam go w brzuch, marząc, by moje glany zostawiły po sobie pamiątkę. Poczułam jak czyjaś pięść zderza się z moim prawym policzkiem. Upadłam na kolana i jedyne co zobaczyłam to krople krwi, spadające na parkiet. Kolejny cios musiał połamać mi żebra, bo ból był nie do zniesienia. Kiedy ochroniarze nareszcie zareagowali, podniosłam się z ziemi i ruszyłam do wyjścia. Miałam ochotę krzyczeć z bólu i gniewu. Wyszłam z klubu i oparłam się o ścianę. Zapamiętam, żeby nie wszczynać bójki z facetem. Dotknęłam żeber i stwierdziłam, że nie są połamane, tylko mocno zbite. Zaczęłam kierować się w stronę domu, marząc, żeby nie spotkało mnie dzisiaj nic więcej.

Zdjęłam kurtkę i upadłam na łóżko, brudząc pościel krwią. Wspaniale. Brzuch pulsował, a ból był coraz gorszy. Czułam jak puchnie mi policzek, a krople czerwonej substancji z nosa tworzą plamę na mojej koszulce. Poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła, więc pobiegłam do łazienki, by ostatecznie cały mój dzisiejszy posiłek wylądował w sedesie. Z trudem wyciągnęłam telefon i wybrałam jedyny możliwy numer. Po chwili usłyszałam w słuchawce delikatny głos.
-Alicja, przyjedź ...