sobota, 28 grudnia 2013

03.

     3
"Nic bardziej nie wzmacnia człowieka niż okazane mu zaufanie."
~ Adolf Harnack

  Niepewnie podeszłam do zwierzęcia i spojrzałam na brunetkę. Koń stał jak zaczarowany, nawet nie drgnął. Jego jasna grzywa delikatnie falowała na wietrze. Zawsze bałam się tych zwierząt i nie dam się na nie posadzić. Alicja wyciągnęła w moją stronę dłoń, ale zignorowałam ten gest.
-Nie wsiądę!- powiedziałam, oddalając się od miejsca, w którym stali.
-No chodź. Spodoba Ci się!-jej twarz rozjaśnił uśmiech, który sięgnął jej oczu.
      Coś popchnęło mnie od tyłu i podskoczyłam, piszcząc przy tym. Usłyszałam dźwięczny śmiech brązowookiej. Obejrzałam się i zobaczyłam czarną klacz, która patrzyła na mnie z zainteresowaniem. Była piękna. Patrzyła na mnie rozumnymi oczyma. Powoli podeszła do mnie. Zatrzymała się tuż przede mną, a moja głowa była na wysokości jej nosa. Była ogromna. Na czole czułam jej ciepły i spokojny oddech. Widziałam jej rozdęte chrapy i piękne, prawie czarne oczy. Schyliła łeb, tak, jakby się lekko kłaniała.
-Pogłaszcz ją...-szepnęła dziewczyna, która teraz stała tuż za mną. Wyciągnęłam rękę i moja dłoń zetknęła się z czołem zwierzęcia. Jej sierść była miła i delikatna w dotyku.
-Poczekaj chwilkę.-brunetka odsunęła mnie od klaczy i nałożyła jej coś na łeb.-To kantar.-wyjaśniła. Do malutkiego kółka umieszczonego pod pyskiem zwierzęcia przypięła coś, co wyglądało jak smycz.-A to uwiąz.- posłała mi uśmiech i zaczęła prowadzić konia.
      Zaczęłam wyobrażać sobie siebie na tym zwierzęciu, ale ta wizja po chwili mnie przeraziła. Strach mnie paraliżował.
      Dziewczyna odwróciła się do mnie i posłała uśmiech. W mojej głowie znów pojawiła się myśl, że już ją gdzieś spotkałam, była tak cholernie znajoma.
      Po chwili usłyszałam za sobą kroki. Obok mnie stanął wysoki, dobrze zbudowany chłopak o blond włosach.
-Alan.-uśmiechnął się do mnie ciepło.
-Lena.-uścisnął moja dłoń i ruszył w stronę brunetki.
      Na jego widok, na twarzy brunetki pojawił się wielki uśmiech, a w oczach tańczyły iskierki radości. Puściła konia, podbiegła do chłopaka i wtuliła się w niego.
      Poczułam ukłucie w okolicach serca. Zdałam sobie sprawę, że ja nie mam nikogo, do kogo mogłabym się przytulić. Nikogo, kto patrzyłby na mnie w taki sposób, w jaki on patrzy na Alicję. Zrozumiałam, że zostałam sama na tym wielkim świecie, pełnym nienawiści i smutku. Wieczorem znów wejdę do pustego mieszkania i znów się załamię. Norma.
***
-Tutaj?-z zamyślenia wyrwał mnie głos brązowookiej.
Skinęłam głową, a dziewczyna zaparkowała pod moim blokiem. Otworzyłam drzwi, a dziewczyna szybkim ruchem z powrotem je zamknęła. Popatrzyłam na nią zdezorientowana.
-Nawet nie mam Twojego numeru.-wyjaśniła.
I uważasz, że go dostaniesz?
-Jakoś się z Tobą skontaktuję.-właściwie, to nawet nie miałam takiego zamiaru.
-Jak chcesz..-zakończyła naszą rozmowę i odpaliła samochód.
Zwinnie wyskoczyłam z pojazdu i szybko zniknęłam w budynku mając nadzieję, że więcej jej nie spotkam.

      Siedziałam na krześle w swoim pokoju już dobrą godzinę. Przede mną wisiało zdjęcie moich rodziców. Nie czułam nic oprócz wewnętrznej pustki. Chciałam zagłuszyć to wszystko, co działo się w mojej głowie. Potrzebowałam czegoś, co sprawiłoby, że poczułabym się lepiej. Gwałtownie wstałam z miejsca, co wcale nie okazało się takim dobrym wyjściem, bo zakręciło mi się w głowie. Złapałam równowagę i poszłam do łazienki. Z najwyższej półki zdjęłam małe pudełeczko, w którym trzymałam potrzebną mi w tej chwili rzecz. Wróciłam do pokoju i usiadłam przy biurku. W palcach zaczęłam obracać ostrze. Myślałam, że już nigdy do tego nie wrócę, że nigdy więcej nie poczuję się tak, jak dwa lata temu. Przycisnęłam ostre narzędzie do skóry i pociągnęłam. Powtórzyłam tą czynności jeszcze kilka razy, aż moją rękę pokrywały liczne nacięcia. Patrzyłam jak krople krwi spływają i lądują na biurku i podłodze. Ogarnął mnie spokój. Uwielbiałam ten stan, kiedy nie musiałam o niczym myśleć. Po chwili zaczęłam odpływać. Położyłam głowę na biurku i odleciałam.

***
      Uporczywe pukanie do drzwi doprowadzało mnie do szału, więc niechętnie podniosłam się z krzesła i stwierdziłam, że nigdy więcej nie zasnę na biurku. Zdrętwiałam jak cholera. Otworzyłam drzwi i spotkałam się z gniewnym spojrzeniem brunetki. Po chwili spojrzała na moje dłonie i jej oczy powiększyły się podwójnie. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie zmyłam z ręki krwi i nie zakryłam ran. Mądre.
-Co ty do cholery zrobiłaś?-wymamrotała.
Odsunęłam się i pozwoliłam, żeby dziewczyna weszła, a właściwie wtargnęła do środka. Zamknęłam drzwi i posnułam się z powrotem do pokoju. Czekałam na krzyki, pouczanie, ale jedyne co słyszałam to ciężki oddech dziewczyny.
-Dlaczego to zrobiłaś?-ponowiła pytanie, nadzwyczaj spokojnie.
Jeżeli myślała, że jej odpowiem, to grubo się myliła. Była ostatnią osobą, z którą mam zamiar o tym rozmawiać. Moja przeszłość, moje rany i blizny były tylko i wyłącznie moją sprawą.
-Odpowiedz do cholery!-wysyczała.
-A co Cię to obchodzi?!-odwróciłam się gwałtownie i teraz prawie stykałyśmy się nosami. Ups, zdecydowanie była za blisko.
-Lubisz sobie rujnować życie?-jej opanowanie doprowadzało mnie do szału.
-Co. Cię. To. Obchodzi!?-w każde słowo włożyłam tyle jadu, ile tylko mogłam.
-Znałam kogoś kto przesadził! Nie ma już tej osoby!-podniosła głos, a mnie przeszły ciarki. Znowu to uczucie, że spotkałam ją już wcześniej.
-Znajdź kogoś, kto Cię posłucha i przestanie. Ja nie mam takiego zamiaru. Nie mam już dla kogo.-odwróciłam się od niej, przy okazji uwalniając się od spojrzenia jej hipnotyzujących tęczówek.
-Zawsze możesz spróbować dla mnie.-wyszeptała i splotła swoje palce z moimi.
-Tylko po to, żebyś za kilka tygodni powiedziała, że jednak nie chcesz mnie znać? Nie, dzięki, nie skorzystam. Zbyt dużo osób mnie zostawiło.-chciałam wyrwać dłoń z jej uścisku, ale kolejny raz okazała się silniejsza.
-Obiecuję, że będę, że Cię nie zostawię.-poczułam na plecach jej ciepły oddech, a po chwili jej głowa wygodnie spoczęła na moim ramieniu.
Miałam inne wyjście niż te, by jej zaufać? Jeżeli nie spróbujesz, to nie zyskasz, prawda?

Niech ją cholera strzeli.

02.

2
"Łzy wysychają, gdy się wchodzi poza próg ludzkiej ostateczności."
~ Jerzy Zawieyski

      Mozolnie otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Rozejrzałam się i zauważyłam, że nie jestem u siebie. Leżałam na łóżku o sporych rozmiarach, a ściany pokoju, w którym się znajdowałam, były pokryte plakatami, zdjęciami i gdzieniegdzie wisiały rysunki. Dźwignęłam się na rękach i zwlekłam z łóżka. Na podłodze stało kilka, no dobra kilkanaście butelek po piwach. Byłam ubrana w te same ubrania co wczoraj wieczorem, więc wstałam i skierowałam się do drzwi od pokoju.
      Jak tylko wyszłam z pomieszczenie, poczułam cudowny zapach świeżego pieczywa, jajecznicy i kawy. Z - jak mniemam- kuchni wyłoniła się niewysoka dziewczyna. Prawie czarne włosy kaskadami opadały jej na ramiona, a grzywka ułożona na bok, zasłaniała czoło. Alicja. Miała na sobie dresy koloru morza i czarną bluzeczkę na ramiączkach. Na jej lewym nadgarstku widniał tatuaż, ale nie mogłam dostrzec co przedstawia.
-Dzień dobry!- przywitała mnie z uśmiechem na twarzy.- Zrobiłam śniadanie, chodź.-gestem dłoni kazała mi iść za sobą.
      Weszłam za nią do kuchni. Ściany i szafki były w kolorze limonkowym, natomiast stół i krzesła kawowe. Usiadłam naprzeciwko brązowookiej i zaczęłam jeść. Wszystko było znakomite. A kawa? Nigdy nie piłam lepszej. Zdałam sobie sprawę, że właściwie nie wiem co się wczoraj działo. Zdecydowanie miałam słabą głowę. Spojrzałam na brunetkę i dopiero teraz zauważyłam, że coś do mnie mówi.
-Eee... słucham?- potrząsnęłam głową, chcą sprowadzić się na ziemię.
-Jak się spało?- zachichotała i wzięła w dłonie kubek z parującą cieczą.
-Dobrze...-czułam na sobie jej spojrzenie. Po chwili gwałtownie wstała od stołu i podeszła do okna, stając do mnie tyłem. Zaczęłam się zastanawiać ile może mieć lat. Wyglądała na niewiele starszą ode mnie. Dałabym jej maksymalnie 22 lata.
      Powoli odwróciła się do mnie przodem. Była zamyślona, nieobecna. Przeniosła wzrok na mnie i posłała mi delikatny uśmiech. W tym momencie rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki, sprawiając, że podskoczyłam na krześle. Dziewczyna mozolnie wyciągnęła urządzenie z kieszeni.
-Halo?-jej głos nie wyrażał żadnych emocji. Kiedy przełożyła komórkę do prawej dłoni, zauważyłam, że na drugim nadgarstku też ma tatuaż. Był to jakiś krótki napis.
Brązowooka minęła mnie wolnym krokiem i po chwili zniknęła w jednym z pokoi.
-Też Cię kocham.-odwróciłam się i zobaczyłam, że brunetka stoi tuż za mną. Włożyła komórkę z powrotem do kieszeni i usiadła naprzeciwko mnie.
-To chłopak.-wyjaśniła, nie patrząc na mnie. W tej chwili wyglądała na osobę, której nie odpowiada fakt, że siedzę w jej domu. Poczułam się źle, dobra, bardzo źle.
      Wstałam od stołu i skierowałam się do wyjścia, po drodze zabierając swoją bluzę. Nie chciałam być problemem. Już miałam otworzyć drzwi i wyjść, kiedy poczułam, że dziewczyna łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.
-Co robisz?- tylko na sekundę pozwoliła by przeróżne emocje zalały jej twarz, bo po chwili znowu była cholernie poważna, może nawet obojętna.
-Wychodzę. Właściwie nie wiem co strzeliło mi wczoraj do głowy, żeby tu przychodzić.- odwróciłam się na pięcie i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. Wybiegłam z klatki i pozwoliłam, by poranne powietrze mnie orzeźwiło.
      Wspomnienia z mojej przeszłości uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Łzy zaczęły zbierać mi się pod powiekami, a ręce drżały. Usiadłam na mokrej od rosy trawie. Podciągnęłam rękawy bluzy i ukryłam twarz w dłoniach. To nie przez zachowanie Alicji wyszłam, po prostu nie chciałam, żeby wszystko do mnie wróciło, ale widocznie nie mogę przed tym uciec.
      Poczułam, że ktoś delikatnie dotyka moich nadgarstków. Uniosłam głowę i ujrzałam brązowooką dziewczynę, siedząca naprzeciwko mnie. Jej piękne oczy były w tej chwili smutne. Przeniosła wzrok na moje dłonie, a potem na nadgarstki. Odruchowo naciągnęłam rękawy i skrzyżowałam ręce na piersi. Dziewczyna złapała moją prawą dłoń, przyciągnęła ją do siebie i po chwili moje blizny ujrzały światło dzienne. Widziałam jak na jej twarzy pojawia się szok. Przejechała opuszkami palców w miejscu, gdzie znajdowały się szramy. Była pierwszą osobą, która poznała moją tajemnicę.
-Dlaczego?-ledwo usłyszałam jej pytanie. Widziałam jak zaciska szczękę i zamyka oczy, jakby coś sprawiało jej ból.
-To skomplikowane... - chciałam wyrwać dłoń, ale jej uścisk okazał się silniejszy niż myślałam. Nigdy nie rozmawiałam z nikim o mojej przeszłości. Bałam się tego, że zostanę wyśmiana.
-Postaram się zrozumieć.-jej głos nadal nie brzmiał pewnie. Zmarszczka, która pojawiła się pomiędzy jej brwiami, świadczyła o tym, że dziewczyna myślała o czymś. Odruchowo wyciągnęłam dłoń, by palcem wygładzić nierówność, ale jak tylko moja skóra zetknęła się z jej, brunetka odskoczyła jak oparzona, a jej twarz z powrotem była bez wyrazu.
-Prze...przepraszam.-wyjąkałam i odwróciłam wzrok. Nie wiedziałam, że tak zareaguje. Była zupełnie inna niż wczoraj.
-W porządku.-jej klatka piersiowa ciężko unosiła się i opadała.-Też mam pewną rzecz, która przypomina mi o przeszłości.-powiedziała to i uniosła do góry ręce, ukazując swoje nadgarstki pokryte tatuażami.
- „Pieprz się...”-przeczytała napis, który znajdował się na lewej ręce.- „A może jednak nie”.-wskazała na drugi nadgarstek.
-Słodko...-powiedziałam z sarkazmem. Dziewczyna zaśmiała się głucho i gwałtownie wstała. Włożyła dłonie do kieszeni i zaczęła nerwowo chodzić.
-Ta sytuacja w mieszkaniu... To nie...-westchnęła i palcami przeczesała włosy.-Przepraszam.-powiedziała w końcu.
Teraz wyglądała na totalnie zagubioną. Stanęła do mnie tyłem i głośnio zaciągnęła się powietrzem. Wstałam i powoli podeszłam do niej. Wzięłam ją za dłoń i odwróciłam. Miałam zamknięte oczy, a po policzkach spływały jej łzy.
-Nie powinnaś widzieć mojej gorszej strony. Ciągle nad sobą pracuję.-otarła policzki i lekko się uśmiechnęła.
Dobra, ona jest totalnie pogmatwana.
-Co to?-z zaciekawieniem spojrzała na miejsce, w którym moja bluza odsłaniała niewielki tatuaż. Tym razem to ja odsunęłam się gwałtownie od brunetki. Miałam na obojczyku wytatuowaną literkę „G”. Ten tatuaż był czymś osobistym, intymnym.
-No dobra, pojedźmy gdzieś.-westchnęła i pociągnęła mnie w stronę małego, czerwonego samochodu.
Praktycznie wepchnęła mnie do niego i usiadła na miejscu kierowcy. Włączyła radio i w samochodzie rozbrzmiała piosenka Brandi Carlile – The Story. Muszę przyznać, że trafiła idealnie, uwielbiałam ją. Zapowiada się ciekawie.
***
      Po dwóch godzinach jazdy, samochód zatrzymał się na górce. Dookoła były pola, a przed nami rozciągało się pastwisko, na którym pasły się konie. Kiedy galopowały, wyglądały, jakby unosiły się nad ziemią. Brakowało im tylko skrzydeł. Była jesień i słońce chyliło się ku zachodowi. Lekko żółta trawa idealnie kontrastowała z ciemnymi i muskularnymi sylwetkami rumaków. Ich grzywy rozwiewał chłodny wiatr. Wyglądały jak zaczarowane. Nigdy nie widziałam czegoś cudowniejszego.
-Zawsze, kiedy jest mi źle, to przyjeżdżam tutaj. Mogę tu spokojnie pomyśleć.- brunetka oparła głowę o zagłówek fotela i zamknęła oczy. Przypominała mi kogoś. Te oczy, głos, włosy. Miałam wrażenie, że kiedyś już ją spotkałam, ale nie miałam pojęcia gdzie.
-Myślę, że gdzieś Cię już spotkałam.- wypaliłam.
Kiedy na nią spojrzałam, patrzyła pustym wzrokiem w przestrzeń za szybą.
-To wcale nie jest takie niemożliwe.-myślałam, że się uśmiechnie, ale ona wysiadła z samochodu i gestem nakazała mi zrobić to samo. Przeszła przez płot i weszła na pastwisko. Podeszła do jednego z koni i jednym susem wskoczyła na niego.
-Właź!-poklepała miejsce za sobą i uśmiechnęła się zadziornie.
O nie, wariatko, do tego mnie nie namówisz!

01.

      1
"Samotność jest złudzeniem. Myśli człowieka krążą zawsze koło innych ludzi i łączą go z ich losem, który na próżno stara się odepchnąć."
~ Zofia Nałkowska

Kolejny raz szłam tą samą trasą. Znałam ją na pamięć, każdy szczegół, wszystko. Zimne krople jesiennego deszczu ciężko rozbijały się o chodnik. Pierwszy raz cieszyłam się, że pada. Łzy, które wypływały z moich oczy, zlewały się z deszczem. Było mi obojętne czy ktoś zobaczy, że płaczę, nie obchodziło mnie to. Obijałam się o ludzi, którzy patrzyli na mnie ze zdenerwowaniem. Zero zrozumienia.
      Moje czarne trampki zaczęły namakać, a granatowa, szeroka bluza płasko przylegać do ciała. Jednym ruchem narzuciłam na głowę kaptur i przyśpieszyłam kroku. Kolejne gniewne spojrzenia, skierowane w moją stronę. Uniosłam do góry dłoń i pokazałam wszystkim środkowy palec. Nie obchodziła mnie ich opinia.
Weszłam do pierwszego, lepszego sklepu.
-Coś podać?- niska brunetka zwróciła na siebie moją uwagę. Przez chwilę tępo wpatrywałam się w nią, zastanawiając się co takiego chciałam kupić.
-Cienkie L&M.- rzuciłam, kładąc na ladę pieniądze. Czułam na sobie palące spojrzenie dziewczyny. Mozolnie podała mi paczuszkę i wydała resztę. Odwróciłam się i ruszyłam do drzwi.
-Do zobaczenia!- krzyknęła za mną, ale nie miałam zamiaru jej odpowiadać.
Włożyłam do ust papierosa i zaciągnęłam się dymem, który nieprzyjemnie zaczął drażnić moje gardło. Usiadłam na jednej z ławek i poczułam jak ogarnia mnie spokój. Chciałam choć na chwilę zapomnieć o wszystkim.
      Godzinę temu dowiedziałam się, że moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Nie miałam już nikogo. Wszystko się skończyło. Jakiś pędzący na motorze idiota zabrał mi rodzinę. Przecież to nic takiego.
      Po moim policzku spłynęła kolejna, słona łza. Wstałam z ławki i ruszyłam w kierunku parku, do którego kiedyś chodziłam z rodzicami. Latem jest w nim pełno ludzi. Dzieci biegają, bawią się z rówieśnikami, pary spacerują, trzymając się za ręce. Teraz nie było tu nikogo. Niegdyś miejsce tętniące życiem, teraz tylko szary i ponury park, po którym nawet nie chciało się spacerować.
      Usiadłam pod jednym z drzew i spojrzałam w niebo. Zastanawiałam się, czy Bóg istnieje, a skoro tak, to dlaczego jest taki obojętny, dlaczego zabiera nam wszystko co najcenniejsze. Czym zasłużyłam sobie na takie cierpienie, na taki ból. To niesprawiedliwe. Nic mi się w życiu nie udaje. Nic. Wszystko niszczę.
      Jesienny wiatr rozwiał moje krótkie, ciemne włosy. Dopiero teraz poczułam jak zimno jest dzisiejszego ranka. Moje ubrania były całkiem przemoczone, a buty usmarowane błotem. Teraz już wiem, dlaczego dziewczyna ze sklepu tak się na mnie patrzyła. Wyglądałam okropnie, jak jakaś bezdomna. Niezdarnie podniosłam się z ziemi i ruszyłam w stronę domu.
      Poczułam niewielki ucisk z tyłu głowy, ale starałam się nie zwracać na niego uwagi. Zatrzymałam się i mocno wciągnęłam powietrze do płuc, ale nic to nie dało. Ból zaczął się nasilać. Zacisnęłam powieki i zrobiłam kilka kroków, ale to jeszcze pogorszyło sprawę. Oparłam się o stojącą niedaleko latarnię i starałam się uspokoić. Po chwili ból zwalił mnie z nóg, a moja twarz boleśnie uderzyła o ziemię. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnie mi głowa. Nie wiedziałam co się dzieję. Wiłam się na ziemi i wyłam z bólu, ale nikt mi nie pomagał. Nie chciałam wiele, marzyłam tylko, by te męczarnie się skończyły.
      Ktoś delikatnie uniósł mnie do góry. Ostatnie co pamiętam, to smutne, brązowe tęczówki wpatrzone we mnie. Wyglądały jak oczy anioła. Potem nie było już nic. Ból ustał. Zemdlałam.
***
      Moje powieki były bardzo ciężkie, ale uniosłam je. Oślepiło mnie jasne światło, które dawała lampka stojąca obok łóżka, na którym leżałam. Domyśliłam się, że jestem w szpitalu. Głowa nadal mnie bolała, ale dało się to znieść. Dźwignęłam się na rękach i wyrywając wenflon, wyszłam z sali. Miałam na sobie nieswoje ubrania. Szybkim krokiem mijałam ludzi. Modliłam się, by nikt mnie nie zobaczył. Raptem coś, a właściwie ktoś przykuł moją uwagę. Ta dziewczyna. Ta sama, która sprzedawała mi papierosy. Stała przy automacie z kawą. Czyżby... Nie, to niemożliwe. To nie mogła być ona. Przecież poznałabym te oczy. Chyba, że w sklepie nie zwróciłam na nie uwagi. Nie było innego wyjścia, musiałam przejść obok niej. Ruszyłam wolnym krokiem. Już myślałam, że mnie nie zauważy, kiedy odwróciła się i nasze spojrzenia się spotkały. Te oczy.
-Co ty...?-zaczęła.
-Wychodzę.- warknęłam i ruszyłam do wyjścia.
-Musisz zostać w szpitalu!- złapała mnie za nadgarstek i odwróciła w swoją stronę. Miała siłę, muszę to przyznać.
-Po co? Nic mi nie jest!- wyrzuciłam ręce w powietrze, chcąc dać jej do zrozumienia, że nie obchodzi mnie jej zdanie.
-Osoba, której nic nie jest, nie mdleje z bólu.- trafiła, ale nie byłam dziewczyną, która się posłucha. Nie słuchałam nikogo.
-Nawet mnie nie znasz. Z tego co wiem, to jestem dorosła.- odwróciłam się na pięcie i wyszłam z budynku. Wiedziałam, że idzie za mną, ale nie zwracałam na nią uwagi. Dogoniła mnie i teraz szłyśmy ramię w ramię.
-Robisz głupstwo.- kontynuowała przekonywanie mnie.
-Odczep się!- wybuchłam, ale zaraz poczułam się źle. To nie jej wina, że poznała mnie akurat dzisiaj. Spuściłam głowę i wsadziłam dłonie do kieszeni czarnych rurek.- Przepraszam.-szepnęłam w jej stronę. Myślałam, że nie usłyszała, więc spojrzałam na nią. Na jej twarzy widniał uśmiech. Wiedziała, że właśnie wygrała. Przewróciłam oczami i zbliżyłam się do dziewczyny. Teraz naprawdę byłam zła. Zła na nią i na siebie, że tak szybko ze mną wygrała.
-Posłuchaj mnie. Nie znamy się, nie wiem kim jesteś i o co Ci chodzi. Mam gdzieś co myślisz.- już miałam zacząć iść, ale przypomniałam sobie o czymś.-To Twoje ubrania?-spojrzałam na nią. Nieznacznie pokiwała głową. Szybkim ruchem zdjęłam z siebie bluzę i podałam jej.-Wiem gdzie pracujesz. Przyniosę Ci je niedługo.-powiedziałam na odchodnym.
***
      Weszłam do mieszkania, które w tej chwili wydawało się takie puste i pozbawione życia. Rzeczy moich rodziców leżały tak, jak zostawili je wczoraj. Miałam wrażenie, że zaraz wejdą do pokoju i wszystko będzie w porządku, ale życie nie jest tak kolorowe jak nam się wydaje.
      Zdjęłam ubrania brunetki i nałożyłam granatowe rurki i czarną bluzę z napisem „Iron Maiden” . Rzeczy dziewczyny włożyłam do plecaka i zakładając kaptur, wyszłam z mieszkania, kierując się w stronę sklepu, w którym pracuje nieznajoma.
      Dochodziła dwudziesta pierwsza, więc przyspieszyłam kroku. Zatrzymałam się niedaleko sklepu i patrzyłam jak brązowooka zamyka lokal i szybko rusza w innym kierunku. Poszłam za nią i chwilę potem dzielił mnie od niej tylko metr. Zaszłam jej drogę, na co ta podskoczyła ze strachu.
-To ty.-szepnęła.
Brawo.
-Twoje ubrania.-podałam jej reklamówkę.-Eee... dzięki... za wszystko.
Minęłam ją i ruszyłam przed siebie. Poczułam jak chwyta mnie na rękę i zatrzymuje.
-Przejdziesz się ze mną?-spytała cichutko.
Kiwnęłam twierdząco głową.
     Podczas spaceru panowała między nami przyjemna cisza. Robiło się coraz zimniej i zaczęłam żałować, że nie ubrałam czegoś cieplejszego. Z kieszeni rurek wyciągnęłam małą paczuszkę papierosów. Wzięłam do ust jednego i zapaliłam. Dym ukoił moje stargane nerwy i uspokoił rozbiegane myśli.
-Jak masz na imię?-ciszę przerwała brązowooka.
-Lena.
Widziałam jak się uśmiecha, a po chwili wybucha niepohamowanym śmiechem. Zawtórowałam jej.
-Jestem Alicja.-wyciągnęła dłoń w moją stronę. Zawahałam się, ale po chwili uścisnęłam ją.- Nareszcie się uśmiechnęłaś.-zauważyła.
-To dobrze?-zaciągnęłam się i zatrzymałam na chwilę dym w płucach.
-Tak... chyba tak.-jej uśmiech był tak szeroki, że dotykał oczu.- Ale nie powinnaś palić. To niezdrowe.-trąciła mnie zaczepnie w ramię.
-Dobrze, mamo!-zaszydziłam.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie?-zatrzymała się i spojrzała na mnie. Nawet teraz widziałam czekoladowy kolor jej tęczówek.
-Zależy.-uniosłam jedną brew ku górze.
-No dobrze.-widziałam jak nabiera powietrza do płuc.-Kiedy widziałam Cię wtedy w sklepie, byłaś taka... smutna, zła. Nie wiem jak to określić. Co się wtedy stało?-spuściłam głowę, ale nadal czułam na sobie jej palące spojrzenie. Każde pytanie byłoby łatwiejsze. Gdyby był to ktoś inny, to pewnie odwróciłabym się i uciekła, ale to była Alicja. Mimo że jej nie znałam, to wiedziałam, że mogę jej zaufać. Wiedziałam, że mnie zrozumie. Jakaś niewidzialna nić przyciągała mnie do niej, a ja nie potrafiłam się temu oprzeć. Nie, ja nie chciałam się temu oprzeć.
-Moi rodzice... oni zginęli w wypadku samochodowym.-widziałam jak na jej twarzy pojawia się szok. Złapała moją dłoń i przyciągnęła mnie do siebie. Do moich nozdrzy dotarł niesamowity zapach jej perfum. Nie wiedziałam czy mogę ją przytulić, ale po chwili z moich oczu poleciały słone łzy i schowałam twarz w jej miękkich, ciemnych włosach.

Prolog

     Cholerny ból. Czułam tylko to. Moja głowa pulsowała tak mocno, że miałam wrażenie, iż zaraz mi ją rozsadzi. Zwalił mnie z nóg i sprawił, że moja twarz zetknęła się z lodowatą ziemią. Prosiłam, błagałam Boga, by skrócił te cierpienia, ale On wydawał się być obojętny na moje łkanie. Kolejna fala ból. Nie byłam w stanie nawet krzyknąć. Ludzie naprawdę potrafią być tak obojętni na cierpienie innych? Byłam sama i nikt nawet nie próbował mi pomóc. Pragnęłam zniknąć, nawet śmierć wydawała się być lepsza niż to, co przeżywałam.
      Czyjeś ramiona owinęły się wokół mojej szyi i pociągnęły ku górze. Nie miałam siły na nic. Jedyne co czułam, to natarczywy i paraliżujący ból głowy. Zamknęłam oczy. Nic już nie czułam, nic nie widziałam. Ciemność i ulga. Jednak Bóg istnieje, pomyślałam.