sobota, 28 lutego 2015

09.

9

"Pewnego dnia kłamstwa zawalą się pod własnym ciężarem, a prawda powstanie."
~Joseph Goebbels


Moje ciało leżało bezwładnie na zimnych kafelkach w łazience. Nie miałam siły się poruszyć. Pulsujący ból głowy się nasilał z każdą chwilą. Usłyszałam jakiś szmer, a zaraz potem do pomieszczenia wpadła brązowooka. Przerażenie malowało się na jej twarzy. Upadła na kolana tuż przy mnie i pociągnęła mnie do góry, co spowodowało, że jęknęłam głośno.
-Przepraszam...- powtarzała to słowo w kółko, tuląc mnie i lekko się kołysząc.
Chciałam coś powiedzieć, uspokoić ją, ale słowa nie mogły przejść mi przez gardło. W jej ramionach ogarnął mnie spokój. Poczułam się bezpiecznie, a ból powoli odchodził. Była jak lekarstwo. Jedyny lek, który mógł mi teraz pomóc. Wtuliłam się w jej ciepłe, pachnące ciało i pozwoliłam, by ciemność mnie pochłonęła.
***
Czułam się, jak na parszywym kacu. Głowa mi pulsowała, a ciało było zdrętwiałe. Czyjaś ciepła dłoń gładziła mnie po policzku. Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na Alicję. Jej wzrok był łagodny, ale widziałam, że się martwi. Dźwignęłam się na rękach i oparłam o ścianę. Poklepałam miejsce obok, a dziewczyna momentalnie znalazła się obok mnie. Położyłam głowę na jej kolanach. Och, tak cudownie pachniała. Odgarnęła mi włosy z twarzy i pocałowała w policzek.
-Przepraszam – westchnęła.
Odwróciłam się, by móc na nią patrzeć. Smutek malujący się na jej twarzy, rozdzierał mi serce.
-Nie przepraszaj mnie, po prostu się upiłam... Nic z tego, co się stało nie jest Twoją winą. - jej piękne oczy były pełne łez. Jak mogłam jej to zrobić? Idiotka.
-Wszystko jest moją winą.
Podniosłam się i pozwoliłam, by wtuliła się we mnie. Szlochała głośno, a drobne ciało trzęsło się w moich ramionach. Całowałam jej głowę i gładziłam po włosach. Po jakimś czasie uspokoiła się i jedynym śladem po płaczu, były zaczerwienione oczy. Zerknęłam na zegarek, było grubo po północy. Ostrożnie wstałam i poczłapałam do łazienki. Na kafelkach znajdowała się zaschnięta krew. Chciałam to posprzątać, ale Alicja mnie powstrzymała.
-Ja to zrobię. Chodź, pomogę Ci się umyć. - Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i podeszła do prysznica. Dobrze, mamo.
***
-Na pewno masz siłę tam iść? - zapytała po raz kolejny dzisiaj dziewczyna. - Mogę tam pójść i powiedzieć, że jesteś chora lub...
-Pójdę – przerwałam jej. - To moja praca i nie zawalę pierwszego dnia. - pocałowałam ją i wysiadłam z samochodu, zanim brązowooka zdążyłaby zaprotestować. Pomachałam jej i ruszyłam do kawiarni. Denerwowałam się. Pchnęłam drzwi i weszłam do lokalu. Zapach kawy i ciastek unosił się w powietrzu. Weszłam na zaplecze i dostrzegłam niskiego mężczyznę z kręconymi włosami do ramion.
-Proszę, jest i Lena – odwrócił się i promiennie uśmiechnął do mnie.
W pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Po chwili zobaczyłam ją. Emilia Grec. Ta sama dziewczyna, której ostatnio skopałam tyłek na treningu. Jej chytry uśmiech zbił mnie z tropu. Wyciągnęła w moją stronę dłoń, więc niechętnie ją uścisnęła.
-Lena, to Emilia... - zaczął mój szef.
-Wiem, znamy się. - przerwałam mu spiętym głosem.
-W takim razie zostawię Was same. Muszę lecieć, powodzenia. - uśmiechnął się, ukazując swoje krzywe zęby i wyszedł z kawiarni.
Nie mogę mieć większego pecha. Muszę pracować z osobą, którą najchętniej bym zabiła. Nie może być większej ironii. Modliłam się, by przeżyć ten dzień.
-Ostatnio prawie złamałaś mi nos... - zaczęła. - Nie spodziewałam się Ciebie w klubie.
Spojrzałam na nią kątem oka i westchnęłam. Naprawdę musimy rozmawiać? Co za gówno. Odwróciłam się od niej i przebrałam w firmowy uniform. Usłyszałyśmy dzwoneczek, który oznaczał nowego klienta. Dzisiejszy dzień miał polegać głównie na tym, że musiałam przyglądać się Grec. Patrzyłam na nią i dostrzegałam to, jak bardzo się zmieniła. Kiedyś się przyjaźniłyśmy. Nie wspominałam o tym? Ups, w każdym bądź razie, wychowałyśmy się razem. Byłyśmy jak siostry, gotowe zrobić dla siebie wszystko. Zmieniło się to, gdy poszłyśmy do liceum. Dołączyła do grupy dziewczyn, który za zabawę uważały znęcanie się nad innymi. Pewnie myślicie, że to przecież nic takiego. Chodzi o to, że one były gorsze, niż ktokolwiek. Tak zdemoralizowane i pozbawione uczuć, potwory. Zaczepki nie kończyły się na słowach, ale na czynach. Wiele razy sprawa trafiłaby na policję, ale były bardzo dobre w zastraszaniu, więc jakimś cudem zawsze się wywinęły. Próbowałam wyciągnąć z tego bagna Emilię, ale zapierała się. A potem wszystko zostało skierowane przeciwko mnie. I pierwszy raz sprawy zaszły tak daleko, pierwszy raz ktoś zginął. Gabrysia. Nigdy nie usłyszałam przepraszam, nigdy na ich twarzach nie dostrzegłam skruchy. Jedyne co dostały, to wyroki w zawieszeniu. Było ich kilka, niektórych nawet nie pamiętam. To wszystko było tak nierealne, że gdyby któraś z nich przeszła koło mnie na ulicy, pewnie nawet bym jej nie poznała. Druga dziewczyna z klubu, Sara Sasin, była jedną z liderek. Bezwzględna i pozbawiona wszelkiej dobroci.
-Możesz wyjść za godzinę, poradzę sobie. - z zamyślenia wyrwał mnie głos Grec.
Spojrzałam na nią, a szare tęczówki skanowały mnie i czekały na reakcję. Zobaczyłam w niej tą samą dziewczynkę, którą była kilka lat temu. Ścisnęło mnie w żołądku. Widziałam jak skubie rękawy bluzy i przegryza wargę. Robiła tak zawsze, kiedy się denerwowała. Wyglądała tak niewinnie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale zrobiłam krok w jej stronę i po chwili dziewczyna znajdowała się w moich ramionach. Pachniała jaśminem i kawą. Objęła mnie mocno i wtuliła głowę w moją szyję. Nie powiedziała tego, ale wiedziałam, że żałuje wszystkiego, co się stało. Znałam ją lepiej niż ktokolwiek. Powinnam czuć do niej niechęć, nienawiść, ale nie mogłam. Nawet teraz dostrzegałam w niej dobro. Była inna niż te dziewczyny. Bardziej delikatna, zagubiona.
-Przepraszam... - wyszeptała.
Łzy spływały mi po policzkach. Nie mogłam nic powiedzieć, więc tylko mocniej ją objęłam. Dotknęła moich żeber, co spowodowało, że odskoczyłam od niej, jak oparzona. Smutne i zarazem piękne oczy patrzyły na mnie uważnie. Wzięłam serwetkę i wytarłam jej policzki. Zaśmiała się ciepło. Ten cudny dźwięk rozczulił mnie do reszty.
-Co Ci się stało? - zapytała delikatnie. - Już wcześniej zauważyłam te siniaki na twarzy.
Zapudrowałam ślady, ale mimo wszystko były w jakimś stopniu widoczne.
-Nie tylko Ty masz ciemną stronę. - dziewczyna spoważniała i wróciła do pracy.

Zaczekałam na blondynkę, żebyśmy razem wracały. Dwie godziny minęły nam w ciszy, żadna z nas nie poruszała już tematu. Chyba obie byłyśmy zawstydzone, tą całą sytuacją. Ani ona, ani ja nie spodziewałyśmy się takiego obrotu sprawy. Byłam pewna, że przez cały dzień będziemy skakać sobie do gardeł.
Emilia zamknęła lokal i wolnym krokiem ruszyłyśmy do domów. Alicja miała po mnie wyjść, ale nie widziałam jej jeszcze. Pewnie spotkamy się po drodze. Szarooka była w takiej samej kurtce co ja. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kupiłyśmy je sobie kilka lat temu. Cieszył mnie fakt, że nadal w niej chodzi. Ulice były puste, słychać było tylko ciężkie uderzenia moich glanów.
-Co u Ciebie słychać? - przerwała milczenie.
Nie wiedziałam jakiej odpowiedzi udzielić. Miesiąc temu zginęli moi rodzice. Spotykam się z dziewczyną, która ma chłopaka. Nie radzę sobie ze swoim życiem, nie rozumiem go. Były różne wersje tego, co mogłam powiedzieć, ale nie wiedziałam, czy naprawdę chcę to zrobić.
-Wszystko po staremu. - odparłam i wsunęłam dłonie do kieszeni spodni.
Nie czułam się pewnie. Byłam zdenerwowana i nie miałam pojęcie, co mówić. Wyszłyśmy zza zakrętu i dostrzegłam Sasin, która zawzięcie z kimś dyskutowała. Dziewczyna miała prawie czarne włosy do ramion i stała do nas tyłem, więc nie mogłam zobaczyć kto to. Sara mówiła podniesionym głosem, a brunetka jej słuchała. Spojrzałam na Emilię i dostrzegłam strach w jej oczach. Nerwowo spoglądała na mnie i trzęsła się.
-Od nas tak po prostu się nie odchodzi... - usłyszałam słowa Sasin. - Po tym wszystkim nas odrzuciłaś. Wyjechałaś, zostawiłaś rodzinę! - krzyczała na dziewczynę, która zaciskała dłonie w pięści.
-Nie masz prawa mówić mi, co powinnam robić! - odgryzła się tamta.
Stanęłam jak wryta. Ten głos. Moje serce się zatrzymało, a cała krew odpłynęła mi z twarzy. Czułam jak świat wiruje, a nogi się pode mną uginają. Nie musiałam widzieć twarzy dziewczyny, już wiedziałam kim jest. Mimo wszystko znalazłam w sobie trochę siły i podeszła bliżej. Sara zobaczyła mnie, a jej towarzyszka odwróciła się. Widziałam jak nabiera powietrza w płuca i patrzy na mnie przestraszona. Alicja wyciągnęła dłoń w moją stronę, ale odskoczyłam od niej. Brzydziłam się nią. Teraz wszystko zaczęło się układać w logiczną całość. Wszystko jest moją winą. To nie dotyczyło wczorajszego wieczoru, tylko śmierci Gabrysi.
-Lena... - wyjąkała, a jej głos się załamał.
Pokręciłam głową, tak jakbym chciała się obudzić z tego koszmaru. Spojrzałam na nią z nienawiścią. Zerwałam się i ruszyłam biegiem w innym kierunku. Ktoś mnie wołał, ale nie zwracałam na to uwagi. Byłam jak otępiała. Cały świat się rozmazywał przez łzy wypływające z moich oczu. To się nigdy nie skończy.

Alicja
Czułam jak wszystko znika. Ziemia osunęła mi się spod nóg. Wiedziałam, że pójdzie do mieszkania i wsiądzie na motor. Nie mogłam jej na to pozwolić, nie w takim stanie. Po kilku minutach już biegłam po schodach. Złapałam za klamkę i wpadłam do przedpokoju. Widziałam doniczkę lecącą w moją stronę, więc zrobiłam unik. Doskoczyłam do dziewczyny i złapałam ją za ramiona.
-Nie dotykaj mnie! - ryknęła, a nienawiść, która była w jej głosie i oczach, rozdarła mi serce.
Zacisnęłam powieki i zaczęłam płakać. Powinnam była powiedzieć jej na samym początku. Prawda i tak zawsze wyjdzie na jaw. Ale bałam się, bałam się, że ją stracę. I tak się stało. Jak mogłam pomyśleć, że to nie jest istotne? Doprowadziłam do samobójstwa dziewczynę, którą Lena kochała. Ten smród zawsze się będzie za mną ciągnąć. Zielonooka minęła mnie i chwytając kluczyki od motocykla, ruszyła do drzwi.
-Lena, proszę, porozmawiajmy! - próbowałam ją zatrzymać, ale ta kolejny raz mnie odepchnęła.
-Nie mamy o czym – jej słowa były pełne jadu. - Nie chcę Cię znać.
Wyszła, trzaskając drzwiami, a ja bezwładnie osunęłam się na podłogę. Cały mój świat legł w gruzach. Była wszystkim, co kochałam. Tak. Kochałam ją. Tylko, że teraz, nie miało to najmniejszego znaczenia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz